Na początku roku parlament przegłosował ustawę o pisowni imienia i nazwiska w dokumentach. Umożliwia ona zapis nazwisk w języku ojczystym m.in. Polakom na Litwie w rejestrze państwowym. Co za tym idzie – w dokumentach tożsamości.
Polska mniejszość narodowa w naszym kraju od ponad dwóch dziesięcioleci porusza temat uprawomocnienia pisowni nazwisk. Wielokrotnie w tej sprawie na różnych forach zabierali głos i podejmowali działania przedstawiciele Związku Polaków na Litwie.
Fabuła w mediach nadwiślanych była tak wiele razy poruszana zwłaszcza przy okazji wizyt na szczeblu oficjalnym, że stała się sztandarowym problemem, z którym borykają się wileńscy Polacy.
W społeczeństwie litewskim pisownia nazwisk w oryginale z biegiem lat również zaczęła być kojarzona jako sprawa numer jeden dla polskiej mniejszości narodowej. W rzeczy samej wśród problemów, które postulują Polacy na Wileńszczyźnie, temat ten nie jest ani na pierwszym, ani nawet na drugim miejscu.
Spełzały na niczym wszelkie argumenty przedstawicieli społeczności polskiej, powoływanie się na Traktat polsko-litewski decydentom w Wilnie też niewiele obchodziło, mimo że ten dokument bilateralny stanowi, iż „szczegółowe regulacje dotyczące pisowni imion i nazwisk zostaną określone w odrębnej umowie”.
Litewski establishment sprawę tożsamości swoich obywateli miał gdzieś. Zwłaszcza gdy inicjatywa Tadeusza Kleczkowskiego z rejonu wileńskiego nie doczekała biegu w Europejskim Trybunale Praw Człowieka, a nieco ponad dziesięć lat później Trybunał Strasburski oddalił wniosek Małgorzaty Runiewicz-Wardyn (było to do przewidzenia po ustanowieniu orzecznictwa, tzn. przegranej Juty Mentzen przeciwko Łotwie (w grudniu 2004 r.), gdy Trybunał orzekł, że regulacja pisowni imion i nazwisk – to przedmiot prawa krajowego).
Polityczną głupotą też można nazwać inicjatywę ówczesnego litewskiego premiera Kubiliusa pchać się z projektem ustawy o pisowni imion i nazwisk na sejmową mównicę w 2010 r. W pamięci wielu są do dziś efekt i wstyd za litewską władzę ustawodawczą: parlamentarzyści odrzucili rządowy projekt w dniu wizyty w Wilnie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który po dwóch dniach tragicznie zginął w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem.
Mijały lata, temat pisowni nazwisk stawał się coraz bardziej aktualny dla Litwinek, które wychodziły za mąż za obcokrajowców i chcąc zachować litewskie obywatelstwo musiały liczyć na zniekształcone nazwisko.
Aż w roku 2015 sąd rejonowy w Wilnie uchylił decyzję stołecznego urzędu stanu cywilnego, zobowiązując ten do zmiany nazwiska obywatelki Litwy, która wyszła za mąż za Belga, i zapisu litery „w” w nazwisku Pauwels.
Mer Wilna Remigijus Šimašius natychmiastowo zaznaczył, że samorząd nie złoży odwołania od wyroku sądu.
Z biegiem czasu w sądzie znalazła się niejedna sprawa. Kilkadziesiąt rocznie. Powstało orzecznictwo, które stanowi, że „używanie własnego imienia i nazwiska jest integralną częścią prawa do życia prywatnego i rodzinnego”, pomniejsza przy tym stopień ingerencji państwa w tym zakresie.
Podgrzewanie atmosfery przez litewskie obywatelki, które nie mogły od ręki dostać litewskiego dokumentu tożsamości z literami „w”, „x” czy „q”, tylko musiały obijać progi sądów, doprowadziło do przyjęcia w styczniu 2022 r. ustawy o pisowni imienia i nazwiska w dokumentach.
Litewski establishment dał się nawet skusić na to, że z nowej regulacji będą mogli skorzystać również używający łacińskich alfabetów przedstawiciele mniejszości narodowych, zwłaszcza że chodziło o odtrąbienie, że niby to sukces Polki Eweliny Dobrowolskiej – minister sprawiedliwości, i wykrzyczenie, że ona dostała posadę nie z klucza AWPL-ZChR.
W końcu, jak się okazało, „ponieśliśmy sukces”, bo po wejściu w życie ustawy w maju Polacy na Litwie skorzystać mogą jedynie z litery „w”. Bo ci, którzy w rodowym nazwisku mają ć, ł, ń, ó, ś, ź, ż, dź, dż zostali za burtą. Bo na takie połowiczne załatwienie sprawy Warszawa też odreagowała umiarkowanie.
Nie można jednak nie dostrzec, że wynik głosowania parlamentarnego – 82 posłów opowiedziało się za, 37 było przeciw, trzech wstrzymało się od głosu – w którym ustawa została przyjęta, znacząco się różni od tego z roku 2010, gdy podobny akt prawny w imieniu rządu prezentował premier Andrius Kubilius. Wtedy za było 30, 38 – przeciw, wstrzymało się 36 posłów.
Miesiąc po wejściu w życie ustawy o nazwiskach 1 czerwca stołeczny sąd rejonowy orzekł, że na mocy istniejącej regulacji prawnej, w oparciu o dokumenty familijne pochodzące z lat 1921 i 1927, w których widnieje nazwisko w języku polskim, Jarosławowi Wołkonowskiemu przysługuje prawo do zapisu imienia i nazwiska w oryginale.
Samorząd Rejonu Wileńskiego nie zamierzał odwoływać się od wyroku, urząd stanu cywilnego w rejonie podstołecznym był gotów dokonać wpisu nazwiska zgodnie z wolą zainteresowanego. Miał więc powstać precedens do kolejnych spraw i orzecznictwo, które stanowiłoby podstawę do nowelizacji ustawy o pisowni imienia i nazwiska w dokumentach, m.in. z polskimi znakami diakrytycznymi.
A tu ciach – niebywała aktywność litewskich organów ścigania. Nida Grunskienė – prokurator generalna skierowała wniosek do sądu rejonowego w Wilnie, by ten wznowił sprawę, w której już zapadł wyrok korzystny dla Wołkonowskiego.
Skąd raptem? A bo posłance Beacie Pietkiewicz widocznie zechciało się zaistnieć w świetle jupiterów: 9 czerwca zorganizowała w litewskim parlamencie konferencję prasową w sprawie pomyślnego dla Polaka wyroku sądowego. I się okazało, że mogło to wywołać rezonans, a chęć jednej parlamentarzystki uzbierania sobie politycznych dywidend odbije się czkawką na całej społeczności polskiej.
Czy tak trudno jest sobie uświadomić, że najpierw trzeba sprawę doprowadzić do pomyślnego załatwienia, a potem to kąpcie się sobie w sukcesie po kolei czy wszyscy naraz.
Kodeks postępowania cywilnego przewiduje możliwość wznowienia sprawy, w której zapadł już wyrok. O ile istnieje co najmniej jedna z dziewięciu przesłanek, przyjętych przez ustawodawcę. W tej sytuacji żadna nie pasuje.
Czyżby w naszym kraju doszło do ingerencji w niezawisłość sądów? Do tego tematu warto wrócić.
Fakt przyjęcia i wejścia w życie ustawy o pisowni imienia i nazwiska w dokumentach spędza sen z powiek nie tylko litewskim nacjonalistom.
Litewskim posłom zaczęła wyłazić słoma z butów: grupa 29 parlamentarzystów zwróciła się do Sądu Konstytucyjnego z wnioskiem o ocenę zgodności nowej regulacji pisowni imion i nazwisk z ustawą zasadniczą. Jeżeli Trybunał Sprawiedliwości wniosek będzie procedował, sprawa może toczyć się kilka lat.
Ile jeszcze Polacy, którzy mają w nazwisku polskie diakryty, będą musieli czekać na nowelizację ustawy, nie wiadomo. Nadzieja przysłowiowych Bożeny czy Łukasza z Wileńszczyzny na odzyskanie swojej tożsamości ulatnia się.