Kiedy w 2019 roku więzienie na Łukiszkach przestało pełnić funkcję ośrodka penitencjarnego, władze miasta musiały coś zrobić z tym nieszeregowym kolosem, znajdującym się w prestiżowym miejscu stolicy. Nie mając gotowego scenariusza na jego wykorzystanie, wynajmowano go na różne okazje: odbywały się tu kręcenia filmów, prezentacje, wystawy, rozważano ideę usytuowania w więziennych budynkach hotelu...
W realizacji rodzących się pomysłów przeszkodziła w pewnym sensie pandemia koronawirusa, ale w końcu marca 2019 r. obiekt został wydzierżawiony na dwa lata, więc niejako tymczasowo, agencji muzycznej „8 Days A Week”, która nadała mu dość zagadkowo brzmiącą nazwę: „Lukiškių kalėjimas 2.0” („Więzienie na Łukiszkach 2.0”). Jak tłumaczył szef agencji, ta nazwa miałaby oznaczać, że transformacja zachodząca na tym obiekcie ma być dwukrotnie bardziej jakościowa od rzeczywistości.
W tym miejscu chyba warto sobie przypomnieć – uświadomić, że więzienie na Łukiszkach, którego pierwszy etap budowy okupacyjne władze carskiej Rosji ukończyły w 1837 roku, było rozbudowywane też w latach 1867-1890, a całościowy kompleks powstał w 1904 i był wzorowany na „wzorowym” więzieniu caratu Kriesty (Petersburg). Miał nie tylko cele (na 700 więźniów), ale też kościół w stylu romańskim, synagogę, cerkiew, budynki mieszkalne i cały szereg pomocniczych, potrzebnych do autonomicznego funkcjonowania.
Więzienie to, ze względu na miejsce lokalizacji i okres historyczny (tereny Rzeczypospolitej Obojga Narodów, czas rozbiorów i kolejnych okupacji) stało się, jak podają źródła historyczne, jednym z najbardziej okrutnych miejsc odosobnienia Polaków w rosyjskim i sowieckim systemie represji, przyrównywanym do Łubianki, Lefortowa, tychże Kriestow. Tu więziono „buntowszczikow” – powstańców i zamachowców przeciwko caratowi. Przysłużyło się też litewskiej Saugumie i niemieckiemu Gestapo, kiedy w okresie II wojny światowej zwalczali polskich patriotów, przeciwników reżimów. Po wstępnych dochodzeniach na Ofiarnej, byli kierowani na Łukiszki, gdzie kontynuowano przesłuchania i tortury, które w jakże wielu przypadkach kończyły się dla polskiej młodzieży patriotycznej, wybitnych przedstawicieli społeczności polskiej, wileńskiej inteligencji, członków polskiego podziemia transportem do Ponar.
W wierszu Kazimierza Józefa Węgrzyna zbolała matka w swojej wędrówce:
Na Łukiszkach przystaje, jeszcze słyszy krzyk
i mordowanej wolności za kratami zdrady;
tu co wieczór, gdy płaczą skrwawione kamienie,
trwają polskiej pamięci nieustanne Dziady.
„Uniwersalne” więzienie służyło, już po wojnie, temu, by złamać żołnierzy AK, „leśnych braci” i wszystkich tych, co z nową władzą sowiecką nie chcieli mieć po drodze. Pełniło też, oczywiście, funkcje więzienia dla przestępców kryminalnych, ekonomicznych i in.
Instytucja penitencjarna z taką przeszłością wydaje się nie może być odbierana jako zwykłe byłe więzienie i służyć rozrywce, której adrenaliny dodaje „takie” miejsce. Nie byłby widocznie do przyjęcia też pomysł wyburzenia tego „monstra”. Może i powinien służyć współczesnym. Ale jak, w jakiej postaci. To pytanie chyba pozostaje otwartym i niejednoznacznym. Hotel, przestrzenie wystawowe, twórcze pracownie, może muzeum historii walki z reżimami totalitarnymi miałyby tu rację bytu. Tak samo zresztą jak i pojedyncze koncerty, wydarzenia kulturalne upamiętniające ważne daty. Ale ślizgawka na więziennym dziedzińcu z zapowiadanymi zimowymi atrakcjami – m.in. w dniach 8-11 grudnia miał tu miejsce „Świąteczny Jarmark Gastro” (w miejscu, gdzie dziesiątki tysięcy ludzi dosłownie umierało z głodu i wycieńczenia!) – wygląda jednak nie na lekką przesadę.
Oczywiste jest, że nie musimy ciągle jedynie boleć nad tragiczną historią. To, byśmy mieli możność żyć i cieszyć się życiem, realizować swoje marzenia, było z pewnością jednym z celów walki tych, co na Łukiszkach byli więzieni. Musieliby być może cieszyć się z tego. Ale my, potomni, znający historię, powinniśmy chyba też wykazać się tak modną dziś empatią. Mury więzienne z krwawą przeszłością nawet w tle ślizgawki błyszczącej feerią świateł są symbolem daleko odbiegającym od beztroski i euforii. Przed paru laty urządzona „plaża” na placu Łukiskim wywołała wielki rezonans nie tylko wśród szeregowych obywateli, ale też polityków, którzy plac wywłaszczyli od miasta. Lodowisko w byłym więzieniu uchodzi za „normalność”?
Najwidoczniej winna jest zima, która wystudza nie tylko powietrze, ale też emocje i uczucia.